Provided to YouTube by Universal Music GroupNie mam czasu na wakacje · Żabson · Waima · Pedro · francisOstatni Ziomal℗ 2022 INTERNAZIOMALEReleased on: 2023-0
Kto oglądał, ten zrozumie ich sens :)- Gdzie się tego nauczyłaś?- Ale czego? Geografii czy historii?- Eee Koniakowski uwielbia baby, ale kręcą go tylko towary z klasą, najwyższa Ooo to koleżanko już nie takie "eee".- (Hahaha). - Masz ponad miesiąc, by Koniakowski zwariował na jej Co takiego? Z tej parweniuszki? Wykluczone! Co to pigmalion?- Kolego?! Nie takie lody się kręciło wiesz?- He, he, he lody powiadasz...- Jak jesteś taki wiracha, to pokaż co potrafisz!- Powiedz: "Na cacy tacy cykuta z cytatą z Tacyta."-(Na razie do wieczora Piter).- Powtórz!- Na caty ta...- Na taty ca...- "Na cacy tacy..."- Na cy na na ...- "Na cacy tacy cykuta..."- Na na caty ta na, kuuu... - To nie wieczór pensjonarki, żeby do czegoś dojść trzeba zapier...- Mówisz do największej doliniary w mieście, nie trać czasu na pierdoły tylko ucz!- Lepiej! Córeczka jest ambitna, to dobrze. Powtarzaj!- Ma my mi mo Ma my mi mo Ała ełe ołu ułu iły yły...- Nic nie kupuje! Wypie.... tam!- Panie ordynatorze ja jestem całkowicie zdrowy, naprawdę! - Aaa Może pan zadzownić do moich znajomych!- A w jakim celu?- Spyta pan czy znają Ale no prosiak to ja kur... no!- Wystarczy, zakneblować go z Nie, nie!- Gdzie trzymamy animal sagax homo?- Na drugim Panie prosiak Pan będzie teraz siedział w pokoju z rosomakiem i łosiem Kwi kwi kwi kwi kwi kwi- Hmmm, Panie Leszku nie dość, że wygląda jak świnia to jeszcze wydaje świńskie odgłosy, eee co za Zwiędnę do Mam dar przywracania kwiatom Liczę na to...- Lody powinno się lizać, wtedy bardziej Lody przede wszystkim powinny być zimne, wtedy nie roztopią się tak szybko...- Moja droga, najważniejsze, żeby lody były słodkie...- Ten nie jest słodki, a spełnia swoją funkcję...- Jesteś niesamowita!- Jasne. Mógłbyś zejść mi z nogi?- Tu Piter, biegiem do nas! Musisz natychmiast nam pomóc!- Ale ja jestem naje... nooo...- Powiem ci jak zrobimy. Pójdziesz kolego siedzieć, a ja załatwię ci wpier... no i codziennie penetrowanie odbytu. Jeśli po tygodniu się nie wysypiesz toś niewinny...Na koniec trylogia: "Jezu ludzie! Wiecie co tam się stało?!"I- Pamiętaj! Masz powiedzieć tylko jedno "Chłopy tam się pali!"- Nie, źle!- "Chłopy" to najzwyczajniejsze spoufalenie i leżysz "Panowie kradną!"- Nic z tego. "Panowie" to zwrot pobudzający męskie ego, a w ogóle za krótkie No to co mam powiedzieć?- To ma być zdanie długie, wywołujące trwogę, która nie pozwoli im sięgnąć do kabury. - Stary takich zdań nie ma!- "Jezu ludzie! Wiecie co tam się stało?!"- Zaaajebiscie!- No! A teraz w wolnych chwilach próbuj aż do skutku...II- "Jezu! Wiecie co się stało?!"- Nie tak! "Jezu ludzie wiecie co TAM się stało?!"- Tak już wiem, już wiem!- "Jezu! Wiecie co się stało?!"- "Co TAM się stało!"- Cholera "Jezu ludzie! Wiecie co tam się stało?!"- Ojejej dużo ćwiczeń przed ludzie! Wiecie co tam się stało?!" x5"Jezu ludzie! Wiecie co tam się stało?!" kurr..."Jezu ludzie! Wiecie co tam się stało?!" x3Jezu zapoooomnialem!!! Co do filmu, fakt nie jest to film ambitny, ale myślę, że takie też powinny powstawać. Jego celem jest raczej rozbawienie widza niż zachęcenie do pobudzenia umysłu. Jeśli chodzi o mnie i moje poczucie humoru, to komedia ta trafiła w nie jak w dziesiątkę! :)7/10 A prawda jest zupełnie inna - nie ma czasu na wylewanie łez nad rzeczami, które nam nie wyszły - świat jest pełen niezwykłości, trzeba tylko chcieć je odkryć. Gonzales każe nam zabrać nasze marzenia tam, gdzie nikt inny ich nie zobaczy. Mówi tutaj wprost o potrzebie odcięcia się od toksycznych ludzi i ich wpływu na nas. Zapier automatycznie przenosi informacje między aplikacjami internetowymi Zautomatyzuj wymianę danych między aplikacjami Zapier, to narzędzie, które pomaga zautomatyzować powtarzające się zadania między dwiema lub większą liczbą aplikacji. Zapier umożliwia połączenie Interankiet z tysiącami najpopularniejszych aplikacji, dzięki czemu możesz zautomatyzować swoją pracę i mieć więcej czasu na to, co najważniejsze. Gdy zdarzenie ma miejsce w jednej aplikacji, Zapier może nakazać innej aplikacji wykonanie określonej akcji. Gdy połączysz Interankiety z innymi aplikacjami za pomocą zautomatyzowanych przepływów pracy, możesz usprawnić proces umieszczania zebranych informacji dokładnie tam, gdzie chcesz. Oto kilka najpopularniejszych sposobów, w jakie użytkownicy Interankiet mogą zautomatyzować przepływ danych do dzięki serwisowi Zapier. Zbieraj leady Jednym z najpopularniejszych sposobów korzystania z narzędzia do ankiet jest zbieranie informacji o potencjalnych klientach. Zamiast ręcznie przenosić informacje o potencjalnych klientach, skonfiguruj zautomatyzowany przepływ pracy, dzięki czemu informacje nigdy nie zostaną utracone i możesz łatwo się z nimi skontaktować. Na przykład HubSpot, zbudował kreatywne narzędzie do generowania leadów o nazwie MakeMyPersona, które pozwala marketerom tworzyć spersonalizowane persony dla swoich marek. MakeMyPersona jest zasilany przez Zap, który wysyła nowe odpowiedzi z ankiety do WebMerge, gdzie są one przekształcane w stylizowane dokumenty. Zbierz opinie klientów Twoi klienci są podstawą Twojej firmy. Zbieranie od nich informacji zwrotnych pomaga zrozumieć ich potrzeby i rozwiązać je za pomocą produktu lub usługi. Interankiety ułatwiają zbieranie opinii klientów, a Zapier może przenieść je do aplikacji, z których najczęściej korzystasz, zapewniając, że opinie można łatwo wykorzystać. Utwórz zgłoszenia pomocy Czasami klienci nie mają ogólnej opinii, ale raczej pilny problem lub pytanie. Możesz także skonfigurować formularz w swojej witrynie, aby rejestrować pojawiające się problemy klientów. Zapier pomaga przekształcić te wpisy w zgłoszenia do pomocy technicznej, dzięki czemu można je natychmiast rozwiązać. Przydzielaj i współpracuj przy zadaniach Interankiety pozwalają nie tylko zbierać informacje od klientów; mogą również pomóc usprawnić komunikację w zespole. Łącząc ankiety w Interankietach z aplikacją do współpracy, zarządzania projektami lub zadaniami do wykonania z automatyzacją, możesz efektywnie przypisywać zadania i utrzymywać swój zespół na tej samej stronie. Badania newslettera Niewielkim nakładem pracy optymalizuj treści i sposób wysyłki maili. Zwiększaj zaangażowanie czytelników i umacniaj wizerunek marki. Dodaj link do badania na końcu każdego listę kontaktów z Interankiet i wysyłaj osobne badanie satysfakcji Dzięki badaniu satysfakcji klientów po przeczytaniu newslettera, będziesz mógł tworzyć dokładnie takie treści, jakich czytelnicy oczekują. Zapobiegniesz także unsubscribe, aktywizujesz czytelników i pokazujesz, że zależy Ci na ich opinii. Oszczędzaj czas na procesach HR Interankiety mogą również pomóc w zebraniu informacji od osób zainteresowanych współpracą z Twoją firmą. umożliwia zadawanie tych samych pytań wszystkim kandydatom i od razu wyróżnianie najlepszych odpowiedzi dzięki możliwości automatycznego oceniania odpowiedzi. W tym artykule opiszemy kroki potrzebne do uruchomienia integracji. Jako przykład posłuży nam bardzo popularna integracja z Arkuszem Google Sheets w usłudze Google Drive. Czego będziesz potrzebował: konto w serwisie interankietykonto w serwisie Zapier – w w serwisie Google Kroki: Pobierzemy klucz dostępowy API z serwisu interankietyStworzymy integrację w serwisie ZapierUtworzymy arkusz kalkulacyjny na dysku GoogleDokończymy i przetestujemy integrację Krok 1: Klucz API Uwaga, dostęp do API dostępny jest w pakiecie BiznesAby pobrać klucz dostępowy API należy wejść w serwisie interankiety w zakładkę Twoje konto a następnie wybrać link API – Jeżeli w polu tekstowym nie znajduje się klucz składający się z losowych cyfr i liter należy kliknąć przycisk Generuj klucz API Wygenerowany klucz API należy skopiować do schowka. Generowanie klucza API w serwisie Interankiety Krok 2: Integracja w serwisie Zapier Aby użyć aplikacji interankiety należy skorzystać z linku: W serwisie Zapier należy kliknąć przycisk Make a zap następnie w edytorze integracji wybrać aplikację: interankiety po wybraniu aplikacji należy wybrać wyzwalacz New response i przejść do kolejnego kroku. W kolejnym etapie należy połączyć konto Zapier z kontem interankiety. Klikając przycisk Connect account otwiera nam się okno w którym podajemy klucz API wygenerowany w poprzednim kroku. UWAGA! Ważne aby formularz który chcemy zintegrować posiadał przynajmniej jedną odpowiedź Następny ekran pozwoli wybrać nam formularz który chcemy zintegrować. Wybieramy z listy formularz i przechodzimy do kolejnego kroku. Jeżeli wybrany formularz jest właściwy to przechodzimy do kolejnego kroku. Jeżeli nie pojawiły się błędy to oznacza, że możemy teraz połączyć ankietę z wybraną przez nas aplikacją. Krok 3: Przygotowanie arkusza w Google Sheets Na potrzeby tego artykułu opiszemy przykładową integrację z serwisiem Google Drive i aplikacją Google Sheets. W tym celu należy na dysku Google utworzyć arkusz kalkulacyjny Google Sheets. W arkuszu w pierwszym wierszu dodajemy etykiety pól jakie mają odpowiadać pytaniom z naszego formylar, np.: ID | Data utworzenia | Pytanie 1 | Pytanie 2 Krok 4: Dokończenie integracji Wracamy do serwisu Zapier i edytora integracji, po zakończeniu kroku 3 pojawia nam się strona akcji w której ponownie możemy wybrać aplikację do integracji. W tym przykładzie wybierzemy aplikację Google Sheets. W kolejnym kroku należy połączyć konto Google z serwisem Zapier. Po pomyślnym połączeniu kont możemy już dokończyć integrację wybierając z listy rozwijanej arkusz kalkulacyjny który wcześniej przygotowaliśmy. Po właściwym wybraniu arkusza i strony pojawią nam się pola do powiązania. Serwis zapier pobrał pola wpisane w kroku 3 i pozwala teraz przyporządkować do nich pola z przykładowego wypełnienia ankiety. Wybieramy pola które chcemy przesyłać do arkusza Google i następnie zapisujemy krok. W tym momencie serwis Zapier wykonał testowy zapis w naszym arkuszu, wiec można to sprawdzić otwierając arkusz na Dysku Google. Jeżeli wszystko jest w porządku zapisujemy naszą integrację i uruchamiamy proces. Brak organizacji i przerwy na inne zajęcia. Na wszystkim możesz zaoszczędzić mnóstwo czasu, jeśli do każdej czynności będziesz podchodzić na poważnie i odpowiednio się przygotujesz. Nie ma nic gorszego niż brak organizacji. Praca, gotowanie czy sprzątanie będzie trwało dużo dłużej, jeśli nie zaplanujesz sobie co robić krok Uroczystości Bożego Ciała są tradycyjnie okazją do poruszenia w kazaniach różnych tematów, ważnych z punktu widzenia hierarchów Kościoła Katolickiego. Oberwało się więc Irlandii za legalizację małżeństw osób tej samej płci oraz tzw. Konwencji Antyprzemocowej. Arcybiskup poznański, Stanisław Gądecki, mówił z kolei o konieczności wprowadzenia ustawowego zakazu handlu w jest po to, by nabrać dystansu do tego, co się robi, zastanowić się nad sensem swego działania. Argumentując na rzecz wolnej niedzieli, można odwołać się do konstytucji, zwłaszcza jej preambuły oraz artykułów, w których mowa o godności człowieka i wolności jako jej wyrazie - mówił Gądecki. Długofalowo ma to także pewne znaczenie gospodarcze. Poczucie sensu może się przełożyć na większą innowacyjność i w ogóle przynieść pozytywne efekty arcybiskupa oburzyła... Krzysztofa Grabowskiego, znanego lepiej jako Grabaż, wokalista Pidżamy Porno oraz Strachy na Lachy. Muzyk, deklarujący się jako katolik, ma dość, jak sam to określa, "katolstwa":Dowiedziałem się, że ostatnio mojemu ulubieńcowi, abp. Gądeckiemu, nie podobają się niedzielne zakupy oraz weekendowe wyjazdy rodaków za miasto - napisał Grabaż na swoim profilu na Facebooku. Mam coraz mniej siły na bycie owcą w stadzie tego pasterza. Czy można zawiesić swoje "katolstwo" do czasu pojawienia się na arcybiskupim stolcu kogoś bardziej na czasie?Kwestia ograniczenia handlu w niedzielę wzbudza od lat sporo emocji. Zwolennicy zakazu mówią o korzyściach dla rodziny, możliwości zrelaksowania się poza centrum handlowym i danie czasu na odpoczynek również pracownikom sklepów. Przeciwnicy wskazują zaś na negatywny wpływ na gospodarkę poprzez zmniejszenie miejsc pracy oraz ideologiczny wydźwięk takiego jest Wasze zdanie?Oceń jakość naszego artykułu:Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze rację bez przesady, kto chce niech chodzi w niedzielę na zakupy!! jeśli nie mam czasu w tygodniu, bo pracuję, to kiedy mam to zrobić?Ja też nie chcę pracować w niedzielę, a muszę. Mam nienormowany czas pracy (zadaniowy) co w zasadzie oznacza pracę w każdy dzień tygodnia. Mąż pracuje w energetyce i też pracuje w niedziele i święta. A o takich pracach nikt nie mówi, tylko o handlu. W niedzielę i święta pracuje się w wielu zawodach i co trzeba zamknąć elektrownie, szpitale, ciepłownie, straż pożarną etc, bo tak mówi nauka Kościoła i Konstytucja. Jestem za !To wlasnie jest wolna wola i prawo wyboru! Niech kazdy zdecyduje sam!ja uwazam ze kazdy ma prawo do odpoczynku, dlaczego mamy zabraniac tego pracownikom sklepow? jesli wlasciciel chce pracowac w niedziele prosze ktoś mógł sobie robić zakupy, ktoś inny musi z*********ć! Pieprzeni egoiści, macie na to 6 dni w tygodniu. W Hiszpanii sklepy w niedziele są komentarze (346)praca w weeked prosze bardzo niech firmy placa sobota100% niedziela200%!!!zawsze sie ktos znajdzie chetny zeby przyjsc do pracy..zarobic nadgodziny...na zachodzie wszystkie sklepy są w niedziele pozamykaneCo to jest "katolstwo" kto wie. Na takie procesje 90% ludzi - no kobiet chodzi, żeby pokazać nową kieckę i zepsuć nerwy koleżance, albo spotkać znajomych, na których nie ma czasu w ciągu tygodnia i żeby sąsiedzi nie gadali, że bezbożnicy. Mało kto słucha co ksiądz stęka. Bo oni z reguły stękają, smęcą o niczym, albo polityką się zajmują. Wolę leżaczek, książkę i się zatrudni w kasie marketuprzecież sklepy markety to duż konkurencja dla kościoła,bardzo nam pasuje aby sklepy markety były otwarte w niedzielę mamy demokracje kto nie chce w niedzielę pracować to nie musi ja przybajmniej idę z rodzina a dzieci wybierają sobie w marketach ciekawe zabawki,potem idziemy na obiad ja do fryzjera kosmetyczki co w cigu tygodnia nie ma czsu bo jak się ma pracę trzeba ją szanowac bo czarni szamani ci nic za darmo nie dadzątumańska t****a polskiego episkopatu jest zatrważająca. pogonić to stado w*na Panu Grabażowi jak się zapier...ć w niedziele to bardzo proszę..!!!! Nawet 24h jak ma taką potrzebę i zdrowie...Kiedyś nie było marketów i ludzie nie narzekali, że " nie mają czasu na zakupy w tygodniu" ... Ludzie szanujcie dzień wolny!!!!! chociaż jeden w tygodniu!! A do kościoła iść nie ma przymusu i dawania na tacę - durne tłumaczenie!Pamiętam Grabaża z Jarocina. I rozumiem, młodość, bunt a żyć z czegoś trzeba, więc rozumiem Strachy, rozumiem "reaktywację" Pidżamy, ale sprzedanie utworu do reklamy banku, to już dla mnie celebryta, ja pier........, miłośnik a w kółeczku, coś mi tu śmierdzi.....handel w niedzielę to koszmar!!! całkowity zakaz!!! tylko popaprańcy chodzą do sklepu w żadnym normalnym państwie centra handlowe nie są otwierane w niedzielę, może tak w tym przypadku "do Europy"?jakby nie patrzeć żyjemy w kraju katolickim i czy nam się to podoba czy nie powinniśmy szanować ich tradycje!!!! A jest wyraźnie powiedziane "DZIEŃ ŚWIĘTY ŚWIĘCIĆ"!!! a nie całymi rodzinami z nudów zapier**lać po centrach handlowych!!! A do parku z dziećmi a nie do sklepów na spacery!!!Jak ktoś jest zdeprawowany, to mu homilia żadnego biskupa czy zakonnika nie może się spodobać.
Nikt nie wie. Najwyraźniej dzisiaj są kocie chrzciny. Kissanristiäiset to określenie na błahą, bezcelową imprezę, której pretekst jest trywialny lub nieznany uczestnikom. Na picie bez pretekstu nie ma w Finlandii miejsca. Bo żeby oderwać się od pracy i konstruktywnego spędzania czasu, trzeba mieć naprawdę dobry powód.
Marek Saganowski: Przychodząc tutaj zdawałem sobie sprawę, że trzeba będzie mocno popracować, żeby właśnie tak zacząć. Przyszedł efekt ciężkiej pracy i jest tak, jak jest. Nie żałuje pan, że wcześniej wrócił do ŁKS, a nie lepszego klubu? Marek Saganowski: Nie. Władze zapewniały mnie, że ŁKS będzie odbudowywany. Sytuacja, jaka później się wytworzyła, mnie zaszokowała i chyba przerosła. Rozmowa była tylko o jednym, o zaległościach, na piłce nikt się nie skupiał. Patrząc na pana obecną dyspozycję można żałować, że nie grał pan w lepszych warunkach już wcześniej. Marek Saganowski: Ja nie żałuję. Próbowałem zrobić wszystko, aby w ŁKS-ie było dobrze. Nie mam sobienic do zarzucenia. Założyłem, że wrócę do Polski, do mojego klubu, któremu udało się awansować do ekstraklasy. Wydawało mi się, że to prezent od losu, iż wracam do domu, miasta, gdzie się urodziłem i wychowałem. Chciałem ŁKS odbudować, wyciągnąć z marazmu. Teraz wyciąga pan Legię. Marek Saganowski: Nie trzeba jej wyciągać, trzeba tylko zapomnieć o ubiegłym sezonie zapomnieć. Mamy teraz kolejne cele do zrealizowania. Legia chyba znowu stanowi drużynę. Jak duża jest w tym pana rola? Marek Saganowski: Jak każdego. Jest super atmosfera, fajnie się czujemy, nie ma zazdrości czy nienawiści. Nawet kiedy trener robił roszady w składzie, nikt nie stroił fochów. To wynik jasno przedstawionych założeń: będzie tak i tak. Ale pan miał pomóc tworzyć tę atmosferę w szatni. Marek Saganowski: Trener i działacze wiedzieli, po co mnie ściągają. I chyba to był dobry ruch z ich strony. Zgodzi się pan z teorią, że w Legii byli dobrzy piłkarze, ale brakowało wojowników? Marek Saganowski: Zgodzę, że faktycznie Legia ma bardzo dobrych piłkarzy. Co do poprzedniego sezonu, wszyscy mówili, że brakowało jej walczaków. Są tu tacy, którzy potrafią walczyć, ale zabrakło osoby, która podchodzi do zawodu następująco: nie ma fochów, trzeba zapier... i swoją robotę wykonać. Myślę, że na teraz właśnie to przede wszystkim daję drużynie. Trener Urban mówi: Marek może zagrać lepiej lub gorzej, ale nikt mu nie zarzuci, że nie walczy. Zawsze pan taki był? Marek Saganowski: Tak. Zawsze ciężko było mi pogodzić się z porażką, chociaż staram się tego nie pokazywać. Nie lubię być obijany. To mnie drażni. Nawet jakbym miał jedną nogę, a ktoś zacząłby mnie obijać, to bym walczył. Tak zostałem wychowany, że mam zapier... i tak wychowuję swoje dzieci. W życiu wszystko trzeba sobie wywalczyć, wydrzeć. Jest pan napastnikiem, który nie ma przestojów, cały czas gdzieś biega. Marek Saganowski: Dopiero teraz, kiedy w Legii jest system Amisco, sam to widzę. Faktycznie, zawsze jestem w czubie tych, którzy najwięcej biegają. Inaczej nie potrafię. Muszę być pod grą, nawet jeśli przesadzam i przez to są jakieś niedociągnięcia. Kiedyś trener Leo Beenhakker powiedział: „nie biegaj ciągle, tylko stań przy polu karnym i czekaj". Czułem się tak, jakbym był związany, nie mógł grać w piłkę, robić to, co kocham. Dzięki tym cechom bardzo szybko zaaklimatyzowałem się w Anglii. Minął miesiąc, a czułem się, jakbym był tam pół roku. Czyli jest pan zaprzeczeniem powiedzenia, że lepiej mądrze stać niż głupio biegać? Marek Saganowski: Są tacy, którzy mądrze stoją, czekają i wiedzą, kiedy się zerwać. Ja mam swój styl, temperament, wolę popracować. Właśnie przechodził obok nas kibic Legii, który powiedział: „wielka sprawa Marek, że wróciłeś". Ile razy słyszał to pan w ostatnich dniach? Marek Saganowski: Jeszcze zanim podpisałem kontrakt i przyjeżdżałem na Legię, słyszałem od kibiców: „Przyda się taki zawodnik. Dobrze, że wracasz, my starzy cię dobrze pamiętamy". To cieszy. Każdy piłkarz pracuje na szacunek u kibiców. Ja zawsze zostawiałem trochę zdrowia na boisku, obojętnie gdzie grałem. Legia to dla mnie jeden z lepszych okresów w lidze polskiej. Fajnie, że ktoś to docenia. Miesiąc temu opinie były różne... Szczególnie u tych młodszych. Po co nam stary Saganowski – pytali. Marek Saganowski: Każdy człowiek ma prawo do swojego zdania. Fajnie przyjść do domu, wejść do internetu, napisać coś, wyłączyć komputer i się cieszyć. Takie sytuacje potrafią podgrzać zawodnika, choć myślę, że więcej było pozytywnych reakcji. Szczerze mówiąc, jak ktoś mądry chce cię skrytykować, to przyjdzie i powie wprost, co mu nie pasuje. Takiej krytyki się nie boję. Anonimowe głosy mnie nie bolą. Mój przyjaciel ostatnio mi wysłał SMS-a: „no Marek, pozamykałeś, za przeproszeniem, ryje niektórym z internetu". Grał pan kiedyś z lepszym piłkarzem od Danijela Ljuboi? Marek Saganowski: Grałem z różnymi, Henrikiem Larssonem, Giovannim van Bronckhorstem – każdy z nich jest inny. Ljubo to zawodnik świetny technicznie, wszystko widzi. Podoba mi się zwłaszcza jedno – nie gra tak, jak większość ludzi się spodziewała, czyli pod siebie. Pozycja cofniętego napastnika, pasuje do niego idealnie. Coraz częściej mówi się, że jego skuteczność wynika z pana sposobu gry – robi pan mu miejsce, rozbija rywala, a Ljuboja ma łatwiej. Marek Saganowski: Taka sama sytuacja była kiedyś, jak Stanko Svitlica wygrał klasyfikację strzelców naszej ligi. Ale przypominam, że nawet jak zagram dobrą piłkę, to jeszcze ktoś musi umieć to wykorzystać. Ljuboja czy Svitlica to tacy piłkarze. Mówił pan, że wszystko w życiu trzeba wydrzeć. Tak samo będzie z awansem do fazy grupowej Ligi Europy? Marek Saganowski: Oczywiście. To pokazały poprzednie rundy. Jeśli się na maksa nie skoncentrujesz i nie walczysz, to jest ciężko, zwłaszcza polskiej drużynie. Nieprzypadkowo nasza reprezentacja zajmuje odległe miejsce w rankingu FIFA. Wszyscy idą do przodu, uciekają nam, dlatego starcie z Rosenborgiem będzie trudne. Ale jeśli chcemy liczyć się w Europie, Norwegów musimy przejść. Co jest waszą siłą? Marek Saganowski: Kolektyw i wszystko po troszeczku. Uważam, że gramy fajną, widowiskową piłkę, zdobywamy dużo bramek, są indywidualności, które potrafią grać dla drużyny. A przecież mamy rezerwy, kilku zawodników dojdzie. Trener fajnie to ustawia, żongluje nami, a to oznacza, że mamy zespół, w którym każdy czuje się potrzebny. Czujecie presję? Działacze nie ukrywają, że wejście do Ligi Europy zagwarantuje stabilizację finansową. Marek Saganowski: Na razie z czymś takim się nie spotkałem, nikt od tego dwumeczu nie uzależnia przyszłości Legii. Ale sami zdajemy sobie sprawę, jakie korzyści finansowe ma klub grający w Lidze Europy. Większość poczuła to w poprzednim sezonie, kiedy udało się awansować. Wiecie już jak gra Rosenborg? Marek Saganowski: Poznajemy go. Trenerzy przyjęli taki system, że wszystko wiemy dzień przed meczem. Dlaczego? Marek Saganowski: Żeby niczego nie przeoczyć. 24 godziny przed meczem jest już największa koncentracja, wtedy najłatwiej przyswaja się takie informacje. Spodziewa się pan przede wszystkim walki fizycznej? Marek Saganowski: Nie odkryję Ameryki jak powiem, że Norwegowie będą grali długimi podaniami, na walkę. I na tę walkę musimy być przygotowani. To dlatego mecz z Koroną był idealnym przetarciem? Marek Saganowski: Tak. Fajnie, że udało się wysoko wygrać, a cztery bramki były najniższą karą dla rywala. Mnie cieszy też coś innego – że nie tylko przetrzymaliśmy ich agresję, ale umieliśmy się jej przeciwstawić. To znaczy, że jesteśmy zespołem gotowym na walkę. Dlaczego niektórzy z zawodników w poprzednim sezonie nie walczyli, a teraz jeżdżą po boisku na tyłkach? Marek Saganowski: To zasługa trenera. On wie, że umiemy grać w piłkę, że kombinacyjna gra nam nie przeszkadza. Tyle, że taki zespół trzeba zmusić do walki. Trenerowi się to udało. Czyli jeżeli dorównacie Rosenborgowi pod względem fizycznym, to o aspekt piłkarski nie ma co się martwić? Marek Saganowski: Nie chcę przekreślać szans rywala. Ale wierzę w nas, w nasze umiejętności. Jeśli zagramy tak, jak chcemy, będzie dobrze. Jeszcze nigdy żadna nasza drużyna nie grała dwa razy z rzędu w fazie grupowej europejskich pucharów. Czujecie, że to może pomóc tej naszej poniewieranej piłce nożnej? Marek Saganowski: Poniewieramy to my ją sami. Ci, którzy nie mają o niej pojęcia, siedzą w lekkiej atletyce czy gdzieś indziej, wygadują różne głupoty. Nie wiem, czy z zazdrości, czy dlatego, że im w futbolu nie wyszło i musieli uprawiać inne sporty. To naprawdę piękna przygoda, dwa razy z rzędu grać w Lidze Europy, zdajemy sobie z tego sprawę. Zabolały pana słowa mistrzów olimpijskich na temat piłkarzy? Marek Saganowski: Oczywiście, że tak. Jeśli na temat ambicji i honoru wypowiada się pan Kołecki, to chciałbym go zapytać, dlaczego dwa razy złapano go na dopingu. Jeśli jest taki honorowy, to czemu korzystał z niedozwolonych środków, by osiągać sukcesy? Uważam, że on nie ma honoru. Co mówi panu liczba 17? Marek Saganowski: Tyle brakuje mi do setki. Nie lat, a bramek w naszej lidze. Nie ukrywam, to mój cel, który chcę osiągnąć. W ciągu roku, dwóch, trzech, ale chciałbym kiedyś usiąść z moimi synami i powiedzieć: „tata strzelił 100 goli w polskiej lidze". >> Urban: Zagramy przeciwko piłkarzom, a nie drwalom Dobrze byłoby też usiąść jesienią i powiedzieć, że tata grał w fazie grupowej wszystkich europejskich pucharów? Marek Saganowski: Ligę Mistrzów i Puchar UEFA zaliczyłem. Chciałbym im móc tak powiedzieć i myślę, że stać nas na awans. >> Zamieszanie w Polonii Warszawa!
Masz dom to zapier Nie ma innego wyjścia !!!By w weekend szybko móc pić, trzeba mieć to.- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - Zdaniem prokuratora 51-letni Krzysztof z Antoniowa pod Ozimkiem został zamordowany krótko przed świętami Bożego Narodzenia w 2019 roku, choć jego zwłoki znaleziono w rzece dopiero trzy miesiące później. Za zbrodnię został nieprawomocnie skazany Arkadiusz N., mieszkaniec tej samej wioski. Problem w tym, że ofiara była widziana przez kilku niezależnych świadków w czasie, gdy miała już nie żyć. Niejasności w tej sprawie jest więcej. Arkadiusz N. przekonuje, że ktoś wrabia go w tę zbrodnię. - Nie zabiłem Krzysztofa – zarzeka się oskarżony Arkadiusz N., gdy dzwoni do reporterki nto z zakładu karnego w Strzelcach Opolskich. – W tej sprawie nic nie gra, ale widocznie nie było lepszego kandydata, więc przypięli tę zbrodnie mi. Wyrok pierwszej instancji był dla mnie szokiem, bo przy tak lipnych dowodach spodziewałem się uniewinnienia. Na koniec pojawił się jeszcze świadek, który opowiadał, że słyszał jak się rzekomo odgrażałem, że zabiję P. Dlaczego wcześniej milczał? Sądu to nie Arkadiusz N., nim trafił za kratki, mieszkał w Antoniowie pod Ozimkiem. Był wówczas mężem i ojcem trójki dzieci. Później jego małżeństwo się rozpadło. – Życie zrujnował mi prokurator. Powiedział żonie, żeby się ze mną rozwiodła, bo ja z więzienia nie wyjdę – mówi gorzko. Pokrzywdzonego znał. Krzysztof pomagał mu rąbać drewno na P., rocznik 1968, rozwiedziony, ojciec trójki dzieci. Mieszkał w Antoniowie samotnie. Z policyjnej notatki wynika, że mężczyzna ostatni raz był widziany przez sąsiada tuż przed świętami Bożego Narodzenia w 2019 roku. Miał wówczas iść do pobliskiego sklepu. Rodzinie tę wersję potwierdziła ekspedientka. Później kontakt się urwał. P. nie odbierał telefonów od krewnych i nie odpisywał na wiadomości. Początkowo nie byli zdziwieni, bo nieraz mówił, że świąt nie obchodzi. Ale Krzysztof milczał również po świętach. Gdy okazało się, że nie ma go w domu, a z posesji zniknął też jego rower, syn i zięć zgłosili zaginięcie. Było to na dwa dni przed Sylwestrem. Prowadzone przez policję działania przez wiele tygodni nie przynosiły rozwikłania zagadki, choć dokonano analizy bilingów telefonicznych oraz rozpytano w miejscowym półświatku. Krzysztof P. przepadł jak kamień w wodę. 51-latek miał problem z alkoholem. Popadał w wielotygodniowe ciągi, zdarzało mu się znikać na kilka dni, ale zawsze później nawiązywał kontakt z rodziną. Tuż po Nowym Roku przy korycie rzeki, niedaleko domu zaginionego, znaleziono jego rower. W rowie za domem ujawniono z kolei polarową bluzę, koloru beżowego. 22 grudnia Krzysztof P. był w niej w miejscowym markecie. Potwierdziło to nagranie monitoringu. Uwagę kryminalnych zwróciła również kartka znaleziono w domu zaginionego, na której zanotowano ręcznie „(…) chciał mnie zabić”. Cztery dni później ktoś rozszyfruje, że czyhającym na życie P. miał być niejaki „Chódy” (pisownia oryginalna). Powołany do sprawy biegły nie będzie miał później wątpliwości, że autorem zapisku był Krzysztof. Z notatki policyjnej z 8 stycznia 2020 r., sporządzonej przez funkcjonariusza Komisariatu Policji w Ozimku: „W ramach pracy operacyjnej ustalono, że osobą o pseudonimie „Chódy” może być Arkadiusz N., zamieszkały w Antoniowie (…), przeciwko któremu złożono zawiadomienie dot. gwałtu w dniu 10 września 2019 roku na Pani (tu imię i nazwisko). Świadkiem tych wydarzeń miał być wtedy Krzysztof P., który namawiał Panią (…) do złożenia zawiadomienia oraz zapewniał ją, że może zeznawać w tej sprawie”. Informację taką policjant uzyskał od córki zaginionego. Sytuacji Arkadiusza N. nie poprawiał fakt, że na krótko przed zaginięciem był widziany w towarzystwie Krzysztofa P. w miejscowym sklepie, gdzie kupował alkohol. Dowód na to był niezbity, w postaci zapisu monitoringu. Następnie mężczyźni odjechali skuterem w kierunku Jedlic. I tu ślad się urywa. Przynajmniej dla prokuratury i sądu. 26 marca 2020 r., a więc trzy miesiące po zaginięciu byłego leśniczego, w pobliskich w Dylakach, w miejscu gdzie rzeka Libawka uchodzi do Jeziora Turawskiego, odnaleziono zwłoki mężczyzny. Natknął się na nie spacerowicz. Rodzina rozpoznała, że to zaginiony Krzysztof P. Z aktu oskarżenia wynika, że Arkadiusz N. miał udusić swoją ofiarę w nocy z 22 na 23 grudnia, a następnie ukryć zwłoki przy ujściu rzeki. Prokurator przyjął, że do zabójstwa doszło w domu Krzysztofa P., a następnie sprawca wywiózł zwłoki swoim samochodem. Pokonanie autem drogi od miejsca zamieszkana denata do miejsca ujawnienia zwłok zajmuje około 15-20 minut. Kto i po co ukrył rower? Odpowiedzi na to pytanie w aktach nie znajduję. Kluczowe w takich przypadkach jest znalezienie motywu. Prokurator widział go tak: „Motywem działania podejrzanego była zemsta na Krzysztofie P. w związku ze sprawą usiłowania zgwałcenia (tu imię i nazwisko kobiety). (…) Kwestia ta rozniosła się w lokalnym środowisku, wyśmiewano córkę Arkadiusza N. w szkole. Krzysztof P. rozpowiadał, że Arkadiusz N. jest gwałcicielem”. Do tych zdarzeń doszło 3 miesiące przed tajemniczym zniknięciem Krzysztofa. Mieszkanka Antoniowa zgłosiła wówczas, że sąsiad, czyli Arkadiusz N. próbował ją skrzywdzić. 20 grudnia 2019 r. N. usłyszał zarzut w tej sprawie. Prokurator przyjął, że dwa dni później, w nocy z 22 na 23 grudnia, doszło do sprawie gwałtu zrobiło się głośno za sprawą postu na Facebooku, który zamieściła sama ofiara. Kobieta o zdarzeniu powiedziała też Krzysztofowi P., z którym się przyjaźniła. Mężczyzna miał się wówczas zdenerwować i zadeklarować, że „zrobi porządek z Arkiem”. 43-latek do dziś zarzeka się, że nie próbował zgwałcić sąsiadki (finalnie został za to prawomocnie skazany). Przed prokuratorem twierdził, że Krzysztof P. zagadnął go kiedyś mówiąc, iż pokrzywdzona chce, by P. zeznawał przeciwko Arkadiuszowi. Wspomniał również o imprezie, na której konkubent kobiety „miał przykuć kajdankami Krzyśka do grzejnika i kazał mu zeznać przeciwko mnie za kwotę 10 tys. złotych”. Partnerka Krzysztofa powiedziała później przed sądem, że ona i Krzysztof faktycznie zostali skuci kajdankami przez męża napastowanej kobiety, który był policjantem, ale że ten zrobił to dla żartu. O tym, żeby namawiał P. do składania zeznań przeciwko Arkadiuszowi N. nie słyszała. Krzysztof P. rozwiódł się 8 lat przed zaginięciem. Kobieta, z którą był później w związku, na stałe mieszkała w Niemczech, gdzie pracowała. Opowiedziała policjantom, że jej kochanek często chodził nad kanał znajdujący się obok jego domu, uważał też, że ma nadprzyrodzone moce. Dodała również, że kilka miesięcy wcześniej Krzysztof P. wspominał jej o Radku K., ps. Chudy i Kangur, który miał być agresywny wobec zaginionego. Pseudonim był jednym z tropów, prowadzących do Arkadiusza N., choć on sam twierdzi, że nigdy nie używał ksywy Chudy. Wśród świadków, zeznających na różnych etapach postępowania, pojawiło się co najmniej kilku murowanych „kandydatów” do tego przydomku. Arkadiusz N. po raz pierwszy zostaje zatrzymany 4 lutego 2020 roku, a więc jeszcze przed odnalezieniem zwłok. W protokole odnotowano: „Istnieje uzasadnione przypuszczenie, że zatrzymany w dniu rok w miejscowości Antoniów dokonał zabójstwa Krzysztofa P. Zachodzi obawa zacierania śladów”. Mężczyzna nie przyznał się wówczas do winy. Potwierdził natomiast, że 22 grudnia podwiózł Krzysztofa P. do sklepu po alkohol, a później zawiózł go na ul. Młyńską i tam się rozstali. Arkadiusz N. twierdzi, że po tym, odstawił skuter, wsiadł w samochód i pojechał na parkingu przy kościele w pobliskim Szczedrzyku, by odreagować kłótnię z żoną. Następnie miał wrócić do domu, wypić w garażu dwa piwa i pójść do domu, gdzie natknął się na żonę. Na korzyść zatrzymanego nie przemawiają kłamstwa, na których został przyłapany. Miesiąc po zaginięciu Krzysztofa, policjanci rozpytywali sąsiadów. Trafili również do Arkadiusz N. oraz jego żony. Powiedzieli, że znają mężczyznę tylko z widzenia, a ostatni raz widzieli go w sobotę przed świętami (czyli P. jechał na rowerze, a oni mieli wówczas wieszać lampki. Arkadiusz dodał jeszcze, że „oni z takimi ludźmi się nie zadają”. O wspólnych zakupach w sklepie nie wspomniał. Przed sądem stwierdził później, że powiedział tak przy żonie, która zabroniła mu się zadawać z alkoholikami. 5 lutego 2020 roku rusza śledztwo. Arkadiusz N. jest podejrzany o to, że „w grudniu 2019, w nieustalonym miejscu, w nieustalony sposób pozbawił życia Krzysztofa P., lat 51, a następnie dokonał ukrycia zwłok (…) w nieustalonym dotychczas miejscu”. W charakterze świadka przesłuchano również żonę podejrzanego. Kobieta stwierdziła, że mąż nie chciał jej powiedzieć, gdzie był 23 grudnia. „Ja jeszcze potem wiele razy pytałam się, gdzie był tej nocy i co robił, ale on mnie zbywał, mówił, że po co do tego wracać, nie chciał powiedzieć, gdzie był. (…) On się zamknął w sobie od tego czasu”. Mężczyzna wkrótce wyszedł na wolność, bo materiał dowodowy był zbyt słaby. W maju 2020 r. Arkadiusz N. zostaje jednak zatrzymany ponownie. Tym, co go obciąża jest znaleziony u niego telefon denata. Dwa dni później, podczas posiedzenia przed sądem w sprawie tymczasowego aresztu twierdzi, ze telefon kupił przez internet. Później zmieni zdanie i będzie utrzymywał, że historyjkę o zakupach przez internet podsunął mu policjant podczas przeszukania, sugerując, że tak będzie dla niego korzystniej. Według nowej wersji (N. podtrzymuje ją do dziś) telefon znalazł nad rzeką, gdy wracał ze swoim psem ze spaceru, ale nie wiedział, do kogo on należy. Co się stało z byłym leśniczym Krzysztof P. mieszkał w budynku dawnej leśniczówki. Żona odeszła od niego, bo nadużywał alkoholu. Miał też długi - zdaniem bliskich „drobne”, choć on sam zwierzał się znajomym, że chodziło o spore kwoty. O szczegółach nie opowiadał. Była żona przyznała przed sądem, że ojciec jej dzieci był lubianym człowiekiem. Dwa tygodnie przed zaginięciem, gdy odwiedziła go z synem, powiedział, że „sobie coś narobił i coś może wyjść”. Mówił, że czegoś się obawia, ale nie powiedział czego, a oni nie dopytywali. Były leśniczy miał swoje zasady, nie wpuszczał raczej ludzi do swojego domu, nawet znajomych. Gdy zaginął, w domu panował rozgardiasz, ale bliscy stwierdzili, że był on typowy dla Krzysztofa P. i nie zauważyli w nim nic niepokojącego. Nie dostrzegli też żadnych śladów walki. W akcie oskarżenia prokurator dowodzi, że do śmierci doszło poprzez zagardlenie (biegły z zakresu medycyny sądowej stwierdził złamanie kości gnykowej i chrząstki krtani). Obrażenia mogły wskazywać, że ofiara była duszona. Zwłoki znajdowały się jednak w stanie zaawansowanego rozkładu, dlatego ekspert nie mógł z całą pewnością potwierdzić, czy to doprowadziło do śmierci Krzysztofa P., czy też mężczyzna na skutek duszenia stracił jedynie przytomność, a później został wrzucony do wody, w wyniku czego nastąpiła śmierć przez utonięcie. Biegły, dopytywany przez sąd, nie był w stanie też wykluczyć, że Krzysztof P. doznał urazu szyi wcześniej, a później utonął i nie było w tym udziału osób trzecich. Specjalista medycyny sądowej stwierdził, że mężczyzna w chwili śmierci był pod wpływem alkoholu. Prokurator przyjął, że do zbrodni doszło w nocy z 22 na 23 grudnia 2019 r. Co ciekawe, pod koniec grudnia policjanci przesłuchali mężczyznę, który znał osobiście Krzysztofa P. Stwierdził on, że 23 grudnia, około godz. a więc w czasie, gdy były leśniczy miał już nie żyć, widział on go w Ozimku za barem Blacha. Jak zeznał świadek, znajomy leżał na ławce, a obok stał jego rower koloru brązowego z koszykiem z tyłu. Świadek szczegółowo opisał, jak mężczyzna był ubrany, choć dodał, że nie rozmawiał z nim, gdyż podejrzewał, iż ten jest nietrzeźwy. Tymczasem inny świadek powiedział policjantom, że zaginionego widział 28 grudnia, a więc 5 dni po rzekomej śmierci, w rejonie Gospody u Mazura w Antoniowie. Krzysztof P. miał wówczas jechać w kierunku Jedlic. Proces Arkadiusza N. ruszył 3 marca 2021 roku przed Sądem Okręgowy w Opolu. Przewodniczącą składu była sędzia Małgorzata Marciniak. Relację z procesu zobaczyła pracownica jednego z ozimeckich sklepów obuwniczych. Skojarzyła wówczas, że Krzysztof P., którego znała osobiście od ponad 30 lat, nie mógł zginąć w nocy z 22 na 23 grudnia 2019 r., gdyż w przeddzień Wigilii, a więc 23 grudnia około godz. 11 był u niej w sklepie, by pożyczyć drobną kwotę. Świadek burzył przyjętą przez prokuratora wersję wydarzeń. Finalnie sąd uznał, że… jego zeznania są „mniej wiarygodne” od innych dowodów. „Nie można też wykluczyć, iż z jakiegoś powodu (kobieta) chciała zeznać korzystnie dla oskarżonego” – konkludował sąd. Dlaczego tak miałoby być, nie wiadomo, zwłaszcza, że Arkadiusz N. twierdzi, że nie zna natomiast przyjąć, iż kobieta i inni świadkowie, którzy widzieli Krzysztofa P. po jego rzekomej dacie śmierci, są wiarygodni koncepcja poszlak łączących się w nierozerwalny ciąg sypie się jak domek z kart. Telefon denata – jak wynika z danych telekomunikacyjnych - zniknął z logowań do BTS 22 grudnia 2019 roku, o godz. (BTS to stacja przekaźnikowa, z którą w danym momencie łączy się telefon). Urządzenie to, w ocenie prokuratury, ponownie zostało aktywowane przez Arkadiusza N. dopiero w marcu 2020 r. Prokurator przyjął, że oskarżony włączył telefon, bo uznał, że organy ścigania przestały się nim interesować. Sąd, po procesie poszlakowym, odnotował w wyroku: „Między godz. a godz. (w odstępie około godziny) zarówno (…) telefon oskarżonego, jak i pokrzywdzonego logowały się w Dylakach, czyli w miejscu znalezienia zwłok Krzysztofa P. Logowania do BTS biegły sądowy stwierdził na podstawie połączeń telefonicznych. Pojawia się więc pytanie, co obaj mężczyźni (a ściślej mówiąc ich telefony) zimową porą, w późnych godzinach wieczorno-nocnych, robili poza domem i to w obszarze BTS, gdzie następnie znaleziono zwłoki pokrzywdzonego”. Czy to przesądza o tym, że mężczyźni byli wówczas obok siebie? Zdaniem biegłego, jeśli BTS jest na otwartej przestrzeni, to połączyć może się z nim telefon, znajdujący się w odległości 3-4 kilometrów. W ekspertyzie sporządzonej przez specjalistę z Katowic czytamy: „na podstawie posiadanych danych można wykazać jedynie, że telefony logowały się do tej samej stacji, tzn. znajdowały się w jej zasięgu. Ze względu na brak dokładniejszych danych nie jest możliwe dokładne określenie położenia telefonów oraz odległości między nimi. Ze względu na duży obszar działania stacji, telefony mogły być obok siebie, jak również mogły być oddalone o kilkaset metrów od siebie”. Logowanie do BTS-ów może być poszlaką w chwili, gdy przyjmiemy, że do zbrodni faktycznie doszło w nocy z 22 na 23 grudnia. To by jednak oznaczało, że kilkoro świadków myliło się, mówiąc, że widziało po tej dacie Krzysztofa P., ewentualnie, że celowo skłamali. Jeśli były leśniczy faktycznie wówczas żył, poszlaka ta powinna trafić do kosza. Zagwozdkę tę mógłby rozwikłać biegły medycyny sądowej, ale zaawansowany stan rozkładu zwłok w chwili ich odnalezienia nie ułatwiał sprawy. Ostatecznie biegły stwierdził, że ustalenie czasu zgonu z kilkudniową dokładnością jest niemożliwe, a zgon mógł nastąpić w okresie „od najmniej kilku tygodni do kilku miesięcy” przed odnalezieniem ciała. Samochód bez śladów denataProkurator przyjął, że zwłoki Krzysztofa P. zostały przetransportowane nad rzekę samochodem Arkadiusza N. Biegły stwierdził, że w samochodzie śladów denata nie znalazł, zastrzegając jednak, że wnętrze auta nie jest przyjaznym miejscem, jeśli chodzi o ślady genetyczne, gdyż w takich warunkach często mają one krótką żywotność. Sąd, na tej podstawie, konkluduje w wyroku: „Z faktu, iż nie stwierdzono śladów dotykowych, nie można wnosić braku obecności osoby w samochodzie, tym bardziej jeżeli była to osoba martwa, u której nie występują odruchy nanoszące materiał biologiczny”.Ekspert wypowiedział się też na okoliczność śladów genetycznych, znalezionych w miejscu zamieszkania denata. Jedynym śladem, który mógłby wskazywać na obecność Arkadiusza N. w domu Krzysztofa P., jest ten pozostawiony na krawędzi stołu. Biegły zastrzega natomiast, że nie da się na tej podstawie wysunąć wniosku jak długo ani kiedy dokładnie oskarżony był w pomieszczeniu. Śladów domniemanego sprawcy nie ujawniono również na niedopałkach papierosów ani na puszkach piwa. W domu nie było też śladów lutym 2022 roku na Komisariat Policji w Ozimku zgłosił się jeszcze jeden świadek, któremu przypomniało się, że ma istotną wiedzę w tej sprawie. Damian P. oświadczył, że w okresie wiosenno-letnim 2019 roku wielokrotnie był z Arkadiuszem N. na rybach. Wędkowali w rejonie domu Krzysztofa P. Oskarżony, przechodząc koło tego domu, miał „przynajmniej czterokrotnie” powiedzieć „kiedyś go zaje…ie” i „kiedyś go zapier…”. Damian P. miał nawet zapytać o powód tych pogróżek, ale – jak twierdzi- usłyszał, że to nieważne. W sprawie pojawił się jeszcze jeden trop. Bliskich Krzysztofa P. zaniepokoił miejscowy przedsiębiorca, mieszkaniec jednej z okolicznych wiosek, który – jeszcze nim odnaleziono ciało – chciał wynająć dom zaginionego z możliwością wykupu. Miesiąc wcześniej – jak wynika z relacji córki denata – ofertę kupna nieruchomości złożył też jej bratu. W przeszłości podobne propozycje miał również otrzymywać sam Krzysztof P. Twierdził, że zainteresowani byli ludzie z Opola i Wrocławia. Sąd ostatecznie ocenił jednak, że ten trop to ślepa uliczka. Sąd Okręgowy w Opolu, wyrokiem z 28 lutego 2022 roku, uznał Arkadiusz N. winnym tego, że „w nocy z 22/23 grudnia 2019 roku w Antoniowie, działając w zamiarze bezpośrednim, poprzez uduszenie, pozbawił życia pokrzywdzonego Krzysztofa P., a następnie dokonał ukrycia zwłok”. 43-latek został skazany na 13 lat pozbawienia w wyroku stwierdził: „Przeprowadzone w sprawie dowody, choć są tu głownie dowody poszlakowe, dają spójny, logiczny i całościowy obraz zdarzeń, a jednocześnie podstawę do przyjęcia winy i sprawstwa oskarżonego w zakresie popełnienia zarzucanego mu czynu. Poszlaki łączą się ze sobą, wzajemnie korespondują i jednocześnie pozwalają wykluczyć inne niż przyjęta wersja zdarzeń. Najbardziej oskarżonego obciążają jego własne wyjaśnienia, które w istotnej dla rozstrzygnięcia o przedmiocie procesu części, zostały zweryfikowane negatywnie i jednoznaczne dowody z logowania telefonów, dokładnie opisane w opiniach biegłego”.Z wyrokiem nie zgadza się ani prokurator ani oskarżony. Ten pierwszy w wywiedzionej apelacji domaga się 25 lat więzienia. Obrońca Arkadiusza N. żąda uniewinnienia lub skierowania sprawy do ponownego rozpoznania. Oskarżony nie marzy nawet o uniewinnieniu przez sąd apelacyjny. Liczy na to, że sprawa wróci do pierwszej instancji, a nowy skład dostrzeże luki w poszlakach. Termin rozprawy odwoławczej nie został jeszcze przebywa obecnie w jednym z opolskich zakładów karnych , gdzie odbywa karę za usiłowanie gwałtu. Sąd skazał go w tej sprawie na 2 lata ofertyMateriały promocyjne partnera . 290 408 112 104 264 386 275 664

nie ma czasu trzeba zapier